11 grudnia na spotkaniu Wałęsy z Polakami, zorganizowanym przez nieocenionych pallotynów, zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S” przy Okrągłym Stole. Pod koniec spotkania przepchaliśmy się z Geremkiem przez gęsty tłum i przedstawiłem go Giedroyciowi — z którym sam nie rozmawiałem już od paru lat. Giedroyc, bardzo uprzejmy, przedstawił następnie Geremka Hertzowej. Herling gdzieś się zapodział.
Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „wychowałem się na was, dziękuję” — ale potem, mimo interwencji Geremka, przypominającego o zasługach „Kultury” i o mikrofonach, wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie. Kiedy już odchodziliśmy, w towarzystwie wzruszonego Yves Montanda, który twierdził, że tego wieczora wszystko rozumie po polsku, zobaczyłem na skraju podium Józefa Czapskiego. Złapałem Wałęsę za ramię i pociągnąłem w kierunku Józia. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu — wiedział, kto to jest, uścisnął go i wycałował, co przy wielkiej różnicy wzrostu było nie lada wyczynem. Podczas tej operacji Józio o mało nie spadł z podium. Dziękował mi potem ze łzami w oczach za „zaszczyt i przyjemność”, którą mu sprawiłem.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Co i komu doradzałem, Warszawa 1993.